Ciąg dalszy recenzji
polskich autorów. Tym razem czas na Martę Kisiel i jej „Dożywocie”. Marta
Kisiel przez fanów nazywana Ałtorką, jest z pewnością bardzo dobrą pisarką i ma
niekwestionowany świetny humor. „Dożywocie” przewijało się na wielu blogach i
booktubie już od dawna, od dawna też chciałam je przeczytać. Miałam duże
oczekiwania co do tej książki i gdy w końcu ją dorwałam, trochę się na niej
zawiodłam… Ale po kolei.
Historia zaczyna się w
momencie gdy Konrad – pisarz z Warszawy, jedzie poza miasto, aby odziedziczyć
dom, który otrzymał w spadku, po kimś kogo nawet nie znał, a okazał się być
jego jedynym krewnym. Podróż od samego początku nie jest usłana różami i daje
sygnał, że to nie jest dobry pomysł aby tam jechać, lecz Konrad ignoruje to
przeczucie i jedzie dalej, tzn. powiedzmy, że jedzie, ponieważ niedaleko od
celu jego wierne Tico odmawia posłuszeństwa i dalszą drogę pokonuje pieszo. Gdy
dociera pod swój nowy dom, staje w osłupieniu. Dom ceglany z koślawą
przybudówką i gotycką wieżyczką rodem z horroru nie jest tym czego się
spodziewał. Od razu poznaję Szymona Kusego, który to zajmuje się Lichotką – bo
tak nazywa się ów domiszcze – pod nieobecność właściciela. Po przyciągnięciu
Tico i jako takim rozgoszczeniu się w domu na Konrada spadają jak grom z
jasnego nieba straszne wieści o dożywotnikach Lichotki.
Okazuje się, że w
pakiecie z domem otrzymuje:
- 1 zasmarkanego Anioła Stróża, maniaka sprzątania i miłośnika noszenia różowych bamboszków – imieniem Licho
- 1 nieszczęsną duszę panicza Szczęsnego, seryjnego samobójcę, poetę i mistrza haftu krzyżykowego
- 1 kotkę z piekła rodem, uzbrojoną w 4 kły i 18 pazurów – imieniem Zmora
- 1 wściekle fioletowego, genialnego kucharza wprost z odmętów oceanu, zaopatrzonego w osiem macek – imieniem Krakers
- 4 Utopce, które zawsze przebywają nie w tej łazience co trzeba
- I po pewnym czasie sam dokłada sobie do pakietu wściekle różowy i wściekle puchaty orkan zagłady pod postacią małego króliczka – imieniem Rudolf Valentino
Konrad po wewnętrznych
rozterkach postanawia jednak wyremontować
Lichotkę i w niej zamieszkać. W między czasie przeżywa wraz z
Dożywotnikami wiele zabawnych i bolesnych dla niego sytuacji. Między innymi:
- Połamanie kilku żeber i stłuczenie Konradowej głowy przez ADHD różowego orkanu zagłady.
- Nieszczęsne widmo upijające zasmarkanego Anioła Stróża butelką wiśniówki.
- Niejednokrotne stłuczenia macek, skrzydeł i wszelakich przedmiotów użytku domowego.
- Anioła Stróża szukającego w Internecie odpowiedzi na pytanie „Skąd się biorą żony?”
- Seksowne majteczki w rozmiarze XXL
- Yorka wierzącego, że w poprzednim wcieleniu był Bernardynem.
- Pierwszy raz 217-letniego widma.
Książka pod względem
humorystycznych jest genialna, czytając ją uśmiech praktycznie nie schodził mi
z twarzy. Ludzie w autobusie dziwnie się na mnie patrzyli, gdy raz po raz
próbowałam stłumić przy niej śmiech. Jednak podchodząc do „Dożywocia” nastawiłam się na coś odrobinkę innego. Myślałam,
że będzie tu jakoś konkretny cel i konkretne działania dążące do tego celu,
trochę się pomyliłam, ponieważ można powiedzieć, że jest to zbiór różnych
historyjek przydarzających się mieszkańcom Lichotki bez jakiegoś głównego
wątku. Na początku trochę mi to przeszkadzało, ale później geniusz
humorystyczny Pani Kisiel wziął górę i pogodziłam się z tym, że to tylko, lub
aż zbiór przezabawnych historyjek.
Treść książki:
9/10
Jakość książki:
genialna na poprawę humoru
Pozostawione emocje:
radość i miłość do Krakersa. <3
Uwagi:
Niedługo biorę się za czytanie drugiej części.
Licho moim faworytem <3 I oczywiście Zmora <3 Muszę sięgnąć po to :D Czuję, że mi się spodoba
OdpowiedzUsuńPróbowałam się przekonać do twórczości tej autorki, ale jakoś jest nam nie po drodze.
OdpowiedzUsuńAle super książka! Muszę ją sobie zapisać do kupienia!
OdpowiedzUsuńOd dwóch lat obiecuje sobie, że w końcu przeczytam coś Kisiel, ale jak dotąd nie jest mi z jej książkami po drodze
OdpowiedzUsuńPióra autorki póki co nie znam, ale może kiedyś się skuszę. Tym bardziej, jeśli to idealna pozycja na poprawę humoru :)
OdpowiedzUsuńJuż dopisuję do listy czytelniczej, taka porcja dobrego humoru, która udziela się czytelnikowi, z pewnością się przyda. :)
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że ostatnio nieco ponure klimaty wkradły się do mojego życia. :)
UsuńJest ona idealnym rozwiązaniem na rozwianie ponurych klimatów. ☺
UsuńNa to właśnie liczę. :)
UsuńDziwna książka, interesująca, może przeczytam 😊.
OdpowiedzUsuńOd dawna zabieram się za "Dożywocie" - czas żebym w końcu to zrobiła. :) Nie lubię się zbyt pozytywnie nastawiać na książki, często potem moje wyobrażenie jest tak wyolbrzymione, że sama śmieję się z siebie. ;) Od kiedy dowiedziałam się właśnie, że to nie tyle jest książka fabularna ile zbiór przygód i opowieści jakoś mam wrażenie, że mój balonik oczekiwań pękł, ale przekonam się gdy przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńDużo osób zachwyca się twórczością autorki, ale mnie do niej nie ciągnie :-)
OdpowiedzUsuńTyle się naczytałam pozytywnych opinii na temat twórczości pani Kisiel, że w końcu sama muszę się zabrać! A "Dożywocie" leży na mojej półce już od dwóch lat :D. Ech, a stosy rosną...
OdpowiedzUsuńhttp://demoniczne-ksiazki.blogspot.com
Nie znam jeszcze twórczości tej autorki, ale mam ją na uwadze i zamierzam wkrótce zmienić ten stan rzeczy. Chcę poznać to jej słynne poczucie humoru!
OdpowiedzUsuńMam w planach tę książkę :) polubiłam Licho.
OdpowiedzUsuńOstatnio sporo słyszę o Marcie Kisiel. Chyba czas, by przeczytać jej książkę :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tej "ałtorce" ;) nie kojarzę żadnej jej książki. Boję się, że ta książka nie wpasuje się w mój klimat. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWww.libraryofvelaris.blogspot.com
Nie znam ani autorki, ani jej książek. Natomiast uwielbiam lektury z humorem, bo lubię się śmiać ;) jeśli nie jest straszna, to po nią sięgnę,dlaczego nie!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie książki Ałtorki i również polubić jej kwiecisty styl i sarkastyczne poczucie humoru - ale rozumiem, że nie do wszystkich one trafiają. Z pewnością można się przy nich zrelaksować, choć akurat w "Dożywociu" lekko przeszkadzało mi, że zamiast powieści otrzymaliśmy zszyte ze sobą opowiadania.
OdpowiedzUsuń